sobota, 15 września 2012

1. W poszukiwaniu rodziny

Ten post powinien mieć właściwie numer 0. Jeszcze nigdzie nie wyjeżdżam, nie kupuję biletu ani nawet nie wybrałam kraju :)

Odkładałam założenie bloga do momentu podjęcia decyzji, który kierunek wybiorę, ale nie mogłam się doczekać, więc oto i pierwszy post. To nawet dobrze, bo mam więcej czasu na dopieszczenie szczegółów.

Ale jak zwykle zaczynam od końca. Może trochę o mnie?

Mam na imię Ola. Proszę się nie przejmować tym mailem, w którym się przedstawiam jako Mania. Mania to moje drugie imię. Czasami lubię go używać. Nazwiska proszę nie brać do siebie, nie jest moje, ale nie powiem, ładne. I na pewno łatwiejsze dla cudzoziemców niż moje własne. Mam 22 lata i wcale nie czuję się dojrzale ani nic w tym stylu. Właściwie nie mam pojęcia, co miałabym o sobie napisać, więc może przejdźmy do celu pisania tutaj czegokolwiek. Czyli moje podróże. Przyszłe, bo o przeszłych nie ma co mówić. Raz byłam we Francji i raz w Niemczech. Za każdym razem nie dłużej niż dwa tygodnie. I jest to w tej chwili naprawdę nieistotne. Tutaj najbardziej znośne zdjęcia z Paryża:





Istotne jest, że wpadło mi do głowy coś, co nie chce wyjść i, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nie wyjdzie, dopóki nie zostanie nakarmione. Chcę mianowicie zostać Au pair. Jak na razie jestem w fazie intensywnego poszukiwania rodzinki, która by mnie chciała. Nie to, że jestem trędowata i nikt mnie nie chce... Właściwie już kilka rodzin wyraziło wstępną chęć, więc nie jest źle.

Jutro czekają mnie dwie rozmowy z możliwymi przyszłymi hostami. Jedni pochodzą z Anglii, drudzy z... Luksemburga. Mam ofertę również z Irlandii i Turcji. Od razu wyjaśnię, że mówię tylko po angielsku i polsku, reszta języków jest mi właściwie obca. Kiedyś umiałam duuużo po niemiecku, ale wspaniała reforma szkolnictwa i 'rewelacyjna' nauczycielka w gimnazjum skutecznie wyplenili ze mnie jakiekolwiek umiejętności. Nie żebym się skarżyła, ale żeby z komunikatywnego niemieckiego (i to tak naprawdę komunikatywnego, bo byłam na wymianie w Niemczech i dogadywałam się z Niemcami, używając tylko maleńkich, angielskich wstawek ze słówek, których nie pamiętałam) zrobić dukające dziecko nie potrafiące praktycznie nic? Nie to, że nie jestem trochę sobie winna, bo też się jakoś nie garnęłam, ale COŚ mi jednak pozostać powinno, a nie pozostało NIC.

No w każdym razie czekam i stresuję się straszliwie. Bardziej rodzinką z Luksemburga, bo są bardziej wymagający i oczekują biegłego języka. Nigdzie na swoim profilu nie napisałam, że się biegle angielskim posługuję, więc musieli to chyba wywnioskować z tego, jak napisałam kilka rzeczy o sobie. Dodam, że nikt mi nie pomagał, szukałam tylko kilku słówek w słowniku. Rodzinka z Anglii wydaje się straszliwie sympatyczna, ale i przy okazji rzeczowa i wyrozumiała.

I wyszedł kolos, którego nikt nie przeczyta...

Do zobaczenia/ usłyszenia/ przeczytania później :) !!!