sobota, 30 sierpnia 2014

115. Dal Mor i Callanish stones, czyli Lewis w pigułce

Pewnego (nie)całkiem ładnego dnia w zeszłym tygodniu zapytałam C., czy mogłaby pojechać ze Stornoway okrężną drogą, żebym mogła zobaczyć te słynne Callanish Stones. To taki szkocki odpowiednik Stonehenge, tylko dużo mniej komercyjny. Bez żadnych problemów można sobie podjechać aż pod samo ogrodzenie (które chroni to miejsce przed najazdem wszechobecnych owiec), przejść przez furteczkę i cieszyć oczy fajnym widokiem.

Było mroźno, dziko i niesamowicie przyjemnie. Znacie to uczucie, kiedy wiatr jest tak zimny, mocny i nieustępliwy, że powoli się do niego przyzwyczajacie, Wasze policzki robią się zaróżowione, oddech lekko się spłyca, a powietrze smakuje jakoś inaczej, świeżej? Tak właśnie było tego dnia. Dziko. I po prostu cudownie. Na wyspie wciąż obowiązują nazwy pochodzenia galeickiego. Mor oznacza duży. Pojechaliśmy więc na dużą plażę (w okolicy znajduje się druga, mała - beag). Spienione fale uderzały w klify i miękki, żółty piasek, wiatr z tym charakterystycznym, słonym posmakiem chlastał mi twarz, a ja, szczęśliwa i z cudownym uczuciem wolności podziwiałam kłębiące się w oddali fale, smaganą bezlitosnym wiatrem trawę i, pierwszy raz od bardzo dawna, czułam się zwyczajnie wolna i szczęśliwa.




Po wizycie na plaży nie pozostało nam nic innego, jak pojechać zobaczyć te słynne Callanish Stones. Ludzi było sporo, zwłaszcza takich, którzy mało myśleli o innych. Wcinali się w kadry, stali z kanapeczkami tuż obok tego ładnego kamienia, nic sobie nie robiąc z mojego aparatu skierowanego prosto w ich stronę... Na pewno pojadę tam znowu, może nawet z nocowaniem, żeby zajrzeć na jedną najładniejszych plaży Lewis. No i jeszcze żeby pstryknąć jakąś fotkę tym kamieniom o wschodzie i zachodzie słońca. Miło by było bardzo :)



A tu w bonusie macie jeszcze domek, który mijaliśmy po drodze. Bardzo mi się spodobał, więc cyknęłam :)

niedziela, 24 sierpnia 2014

114. Huisins w słoneczną pogodę

Ukochałam sobie ostatnio technikę makro, więc będę Was katować takimi zdjęciami. Dzisiaj od samego rana było prześlicznie i postanowiłam pojechać na plażę trochę wygrzać stare kości. Słoneczko świeciło jak oszalałe, wiaterek skutecznie chronił przed meszkami, woda była chłodna. Po prostu pogoda marzenie!

Post ze specjalną dedykacją dla Darii, która uważa, że Harris jest ponure i deszczowe :)


Nie mogłam się oprzeć i po prostu pstrykałam, pstrykałam, pstrykałam...




Pięknie, prawda?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

113. Huisinis w sztormową pogodę

Wybrałam się wczoraj na plażę. Tym razem jednak nie było mowy o opalaniu albo kąpaniu się w morzu. Pogoda była iście sztormowa. Wiatr wiał z prędkością, bagatela, 50km/h, deszcz zacinał tak, że w połączeniu z wiatrem uderzał w twarz z impetem tak strasznym, że myślałam, że to grad. Czuć było jakby w twarz uderzały małe, zimne, bezlitosne igiełki. Moja kurtka przeciwdeszczowa przemokła po kilkunastu minutach bezustannego deszczu, spodnie poddały się znacznie wcześniej, kaptur zwiało mi już po kilku sekundach. Ale co tam, przecież jestem na Harris, takie rzeczy to normalka, a w zimie będzie sto razy gorzej, więc trzeba się przyzwyczajać!


Fale z impetem uderzały o skały, a wiatr połowę z nich unosił w górę. Kolory za to były nieziemskie!


Od czasu do czasu wychodziło słońce, ale tylko troszkę, jakby bardzo, bardzo się wstydziło.





A dzisiaj wybrałam się znowu, tym razem do Horgabost. Zdjęcia już jutro!

czwartek, 14 sierpnia 2014

112. Bo dzieci lubią jeść :)

Oto mały zbiór zdjęć zrobionych w trakcie jedzenia truskawek, borówek i... cytryny :)

A zdjęcie na samym dole kojarzy mi się jednoznacznie z Joey'em z Przyjaciół. 

How you doin'?

środa, 13 sierpnia 2014

111. Argyle - plac zabaw i wycieczka zabytkowym kutrem

Pewnego dnia wyruszyliśmy, zupełnie bez celu, w stronę jednego z małych miasteczek w pobliżu domu dziadka. Był to jeden z tych leniwych dni, na który nie mamy pomysłu, a który okazuje się tym najfajniejszym z całej podróży. Najpierw zauważyliśmy po drodze plac zabaw i postanowiliśmy się zatrzymać i troszkę rozruszać.




Potem wybraliśmy się do malutkiego portu i latarni, tak sobie. Żeby zabić trochę czasu przed spotkaniem z babcią. I nasze oczy przykuła mała tablica z informacją o darmowych rejsach zabytkowym kutrem! Nie mogłyśmy uwierzyć, że akurat trafiłyśmy na jeden jedyny dzień, kiedy taki rejs jest zupełnie za darmo! Młody uwielbia łodzie, więc zapytałam, czy ta mu się podoba. Wyraził zachwyt i chęć i, jak zwykle, zapytał, czy możemy się nią przepłynąć. Jaki był zdziwiony, jak odpowiedziałam, że skoro chce, to możemy! Radość na twarzy dziecka - bezcenna!


Na łodzi była mniejsza łódź - ratunkowa, do której wsadziłyśmy dzieciaki, żeby się trochę pobawiły. Liny, supły i brud - to wszystko, czego do szczęścia potrzebują nasze dzieci :D


wtorek, 12 sierpnia 2014

110. Argyle - zasłużone wakacje

Na początku lipca wybraliśmy się z hostką i dzieciakami do Argyle, do jej taty. Cały tydzień bawiliśmy się wspaniale, każdy kolejny dzień przynosił masę wrażeń. Byliśmy na basenie, na spacerach, zobaczyliśmy kilka naprawdę uroczych miejsc... A dzieci bawiły się chyba najlepiej :). Mówiłam już, że ja też się zaliczam do dzieci? Bo z pewnością miałam tyle samo radochy, co i one :)




poniedziałek, 11 sierpnia 2014

109. Bo farby to niebezpieczna broń ;p

Któregoś dnia obudziłam się we wspaniałym wprost humorze i postanowiłam zrobić dzieciakom szalony dzień. Po wybraniu farb zrewidowałam plany i, w czasie ponad godzinnej drzemki Młodej, urządziłam z Młodym Szalony Dzień Malowania. Rozebrałam go do gatek, coby ładne ciuchy się nie ubrudziły i pozwoliłam robić z farbami co sobie tylko zamarzy, oprócz ich jedzenia i malowania nimi mebli. Postanowił pomalować siebie ;p


W ruch poszły plakatówki, wałki, pędzle, ręce, nogi, brzuch... No dosłownie wszystko :D. Potem przyszedł czas na malowanie buzi, bo znalazł farbki do twarzy. Wyglądał przy tym tak, jak mamusia nakładająca make up :D


Mieliśmy z tym mnóstwo zabawy, jeszcze więcej śmiechów i chichów i zwariowanych pomysłów na następne zabawy :D

niedziela, 10 sierpnia 2014

108. Hike na Cleabhaig beach

Pamiętacie, jak obiecałam wam kiedyś, że przejdę się do tej pięknej plaży za Huisinish i opowiem wam, jak tam jest? No więc poszłam :). Po całym tygodniu spędzonym na plaży z dziećmi, zapragnęłam choć jednego dnia tylko dla siebie. Spanie do dziesiątej, sama w namiocie, nikogo wokół. Tylko ja i przepiękne widoki. Oczywiście w związku z tym, że był to mój dzień wolny, zaczął padać deszcz, a meszki nawet w deszcz i wiatr jakimś cudem żarły mnie żywcem, ale widoki wynagrodziły mi wszelkie niewygody... Było ślisko, mokro, błotniście i kilka razy zgubiłam ścieżkę, ale kto by się przejmował?


Plaża jest przepiękna, ciągnie się przez co najmniej dwa kilometry, woda jest cudownie błękitna i płytka, piasek najpierw drobny, a potem ziarnisty... Plaża - marzenie. Jedynym minusem jest sama droga do niej. Bardzo stroma, w deszczu skały i kamienie były bardzo śliskie, a oznaczeń nie ma żadnych, więc czasami droga się rozwidla i jedna ścieżka prowadzi na plażę, a druga na sam brzeg klifów... Ale jest przepiękna i jak już zeszłam z trasy, byłam bardzo zadowolona, że mi się udało :)


sobota, 9 sierpnia 2014

107. Moje Gremlinki :)

Wczoraj były urodziny mojej hostki. Wiem, że mogłabym jej kupić jakąś pierdółkę i kartkę i byłoby po problemie, ale bardzo się z moją hostką lubimy i nie wyobrażam sobie kupienia jej czegoś bezwartościowego. Dlatego postawiłam na sentyment i kupiłam fajne, drewniane pudełko z napisem 'Photos to torture your kids with later' i wywołałam jej kilkanaście zdjęć. Nie tylko tych śmiesznych i potencjalnie zawstydzających w przyszłości, ale i kilka uroczych :). Oto wybór tych, które nadają się do pokazania na blogu :)

Młoda jadła truskawki, nie kogoś :) A z Młodym mieliśmy dzień malowania farbami i dorwał się do farbek do twarzy :D

Młody lubi różowy, więc jak tylko wypatrzył różowe okulary, już były jego :D Młoda wyjątkowo czysta podczas jedzenia obiadu, warte zrobienia zdjęcia ;p 

Uroczy wypad na plażę. Urodziny Młodej połączone z campingiem nad morzem :D

Perth. Tygodniowy pobyt w uroczym domku. Mogłabym tam zostać na zawsze!

Również Perth. Młody i jego kolega Z. ulubili sobie szczególnie ten zabawkowy wózek i kłócili się o niego, jakby był jedyną zabawką w całym domu. W ruch poszły pazurki, zęby, nogi... Nawet rzucanie trawą :D

To tylko niektóre zdjęcia Gremlinów, które wywołałam. Dajcie znać, czy podobają Wam się takie zdjęciowe posty, bo akurat zdjęć mam pod dostatkiem :)

piątek, 8 sierpnia 2014

106. Zachód słońca na Hushinish

Hushinish (czyt. Husznysz) jest naszą lokalną plażą. Dzieli nas od niej zaledwie 6 kilometrów wąską, niezbyt ruchliwą drogą. Nie jest zbyt znana i rzadko można spotkać na niej więcej niż 5 osób na raz. Tak było i pewnego czerwcowego wieczora, kiedy postanowiłam nie pić mojego pysznego piwka po obiedzie i w zamian za to pojechać na plażę, popatrzeć na zachód słońca.

Na plaży byłam przez prawie cały wieczór sama. Prawie, bo w którymś momencie na plażę, pod rączkę, weszła urocza para z Manchesteru, która zdecydowała obejrzeć zachód słońca na jednej z najpiękniejszych, według nich, plaży na wyspie... Wiem, że post spóźniony o prawie trzy miesiące, ale kto by się przejmował, co?

Bez zbędnych opisów, przedstawiam kilka widoków, którymi chciałabym się z Wami podzielić :)









czwartek, 7 sierpnia 2014

105. Wieczór przy księżycu...

Mam do nadrobienia tak dużo, że nawet nie chce mi się zaczynać. Ale teraz, właśnie w tej chwili, jest tak cudownie i urokliwie w tej mojej małej chatce pośrodku niczego, że nie mogę się powstrzymać i muszę podzielić się z Wami tym widokiem z mojego okna...



Złota Droga za horyzont... Pięknie, prawda?