środa, 17 lutego 2016

131. Powrót na...

Tak, wracam! I to nie tylko na bloga, ale i w moje ukochane miejsce. Nie będzie rozliczania z przeszłością, złymi wyborami. Nie będzie podsumowań ubiegłego roku (no może jakieś malutkie, jak mnie najdzie), nie będzie postanowień noworocznych. Wiecie, co się dzieje z postanowieniami? Przynajmniej tymi moimi?

Odchodzą w to przyjemne miejsce, w mojej głowie, które pieszczotliwie nazywam Czarną Dziurą. 

Tak, mam takie miejsce. Na wszystkie złe wspomnienia, na wszystkie porażki, wszystko w ogóle. Mój psycholog (tak, posiadałam psychologa - chociaż to może złe słowo, bo jej przecież nie przetrzymywałam w swojej piwnicy), stwierdziła, że zamiast depresji, albo załamań nerwowych mam Czarną Dziurę. I tam zwykle wędrują moje postanowienia.  Ale to nie czas na rozmowy o moich skrzywieniach :)

Wracam na Harris!
W to samo piękne, cudowne, niesamowite miejsce w Szkocji, w którym byłam w 2014. I tak, do tej samej rodziny :)

I cieszę się tak, jak jeszcze chyba nigdy. No może trochę mniej niż kiedy urodziła się moja siostra cioteczna i chrześnica, ale to chyba jedyne wydarzenie z życia, które teraz przebija Harris.

Wiecie co? Moja mama się zaręczyła. LOL. Wybaczcie za ten dziwny slang i nastrój posta. Tak jakoś mi dziwnie. Nie przypuszczałam, że to się wydarzy tak szybko, ale powodzenia. Szczęścia w życiu, radości, miłości i w ogóle wszystkiego, co najlepsze. Ale w związku z wielkim TAK i zamieszkaniem Vito w naszym domu, cieszę się, że wyjeżdżam. Nie zrozumcie mnie źle - mam 25 lat i taka rzecz jak narzeczony mamy mi nie przeszkadza, a nawet mnie cieszy, bo Vito to świetny facet, ale... nakaz noszenia kapci w moim własnym domu, te dziwne uwagi na temat mojego tonu... No wiecie, nie jestem już podlotkiem i troszkę mi działa na nerwy. No i niech sobie mają swoje miejsce na ziemi, bo ja mam swoje - na najbliższe siedem miesięcy - Harris!

Tak jakby ktoś nie pamiętał... 





WRACAM!!!