niedziela, 18 sierpnia 2013

50. WOODSTOCK

Jedziemy na Woodstock!


Wyjazd na Woodstock był zupełnie spontaniczną decyzją. Martyna wpadła na pomysł pojechania samochodem, a mi tak bardzo spodobała się wizja jechania gdzieś kilkaset kilometrów ładną, prostą trasą, że się zgodziłam. No i oczywiście chciałam się przekonać, czy Woodstock rzeczywiście jest taki, jak go opisują. No i się przekonałam :)


DROGA DO...



Dla mnie wycieczka do Kostrzyna zaczęła się o 3 rano w środę. Wstałam, spakowałam jak najmniejszą ilość rzeczy (których i tak było za dużo), ciasto, które upiekłam dnia poprzedniego (tak, upiekłam ciasto na Woodstock i to już będzie tradycją, obiecuję) i wyjechałam o 4.00 po pierwszą z trzech współtowarzyszek podróży. Z Otwocka do Warszawy, z Warszawy do Pruszkowa i na autostradę. I 450 km prosto. Autostradą. Piękna, łatwa trasa. Aż do Rzepina, w którym zajechałyśmy do Biedronki po zaopatrzenie. W Biedronce spotkałyśmy kilkadziesiąt roześmianych i radosnych ludzi niosących zgrzewki piwa i wina. Przy kasie do naszych piw, win i drinków dorzuciłyśmy trzy batoniki. Tak na zagrychę, jak to podsumował kolega za nami. Od Rzepina nie musimy patrzeć na znaki. Sznur samochodów z całej Polski prowadzi nas aż do samych parkingów. I po godzinie rozstawiania namiotów wreszcie możemy uznać, że jesteśmy na Woodstocku.

PIERWSZE WRAŻENIE
Iiiile luuudzi. I wszyscy uśmiechnięci, spokojni, pomocni. Główna ulica usłana wszelkiego rodzaju pozytywnymi krejzolami. Tu się ktoś śmieje, tam ktoś nuci, tam ktoś przechodzi z tekturką z jakimś śmiesznym napisem. Tłum ludzi! Tłum! I nikt się nie kłóci! Łaaaaał, tak można?

JEDZENIE
Trochę się z dziewczynami przygotowałyśmy i postawiłyśmy na ser żółty, dużo chleba, dużo wody, świeże ogórki, dżem, pasztety w puszkach i kabanosy. No i ciasto. Jadłyśmy na okrągło to samo, ale przynajmniej nic się nam nie zepsuło i przeżyłyśmy. Agata kupiła ze dwa razy jedzonko z Kriszny, które okazało się jadalne i nawet smaczne. Co prawda w oddechu pozostawało przez kilka godzin i trochę mieszkało w brzuchach, ale jabłkowa pulpa była suuuper :). Oczywiście można też było zaopatrzyć się w jedzenie w Lidlu, który znajdował się na terenie festiwalu, ale my odważyłyśmy się tylko raz. Kolejka tak wielka i w takim skwarze, że zanim doszłyśmy do sklepu, zmieniłyśmy listę zakupów z bułek i wody na bułki, wodę, lody, wodę i lody. A kolejka do kas była tak wielka, że lody musiałyśmy zjeść jeszcze przed kasą, bo by nam się rozpuściły. I w rezultacie wyszłyśmy zgrzane, z ciepławą wodą, bez lodów i z paczką bułek. Ale i tak uważam, że Lidl w tym miejscu to genialny pomysł. Spacerek do najbliższego sklepu owocował kolejką, niewiele krótszą, za to musieliśmy przepuszczać miejscowych, żeby nas, woodstockowiczów, nie zlinczowano :)

HIGIENA
Martyna wzięła małą miskę plastikową, co okazało się genialnym pomysłem. Przynajmniej golenie nóg nie musiało odbywać się przy kranach. Które ratowały i tak życie w upały. Nie ma mowy, żeby pójść do kranu tylko zmoczyć jedną część ciała. Albo wszystko, albo nic. Ludzie polewali innych z baniaków, doczepiali szlauchy, odczepiali krany i robili wszystko, żeby jak najlepiej schłodzić jak najwięcej ludzi. A kiedy krany wysiadły, straż rozstawiła kurtyny wodne, które były jeszcze genialniejsze od kranów. Wszystko mokre w trzy sekundy. Toi toie też dawały radę. Trzeba było jedynie mądrze wybierać i opracować sprytną strategię - iść raniutko, a jeśli w ciągu dnia, to jedynie do tych w cieniu.

MIEJSCÓWKA
Tak się złożyło, że znajomi Agaty rozstawili się bardzo blisko głównej drogi i dużej sceny. Dzięki czemu wszędzie było blisko. I nawet w namiocie można było posłuchać każdego koncertu bez żadnego problemu. Tak dobre miejsce, że drugiego dnia, żeby dojść do naszego namiotu, musiałyśmy opracowywać strategię.

Nasza flaga :D Baran, który połknął kota!

I to granatowe, ostre coś przypominające stożek to namiot Krzysia :) Troszkę się połamał ;p



MUZYKA
Czyli to, co, wydawałoby się, najważniejsze.
Pierwszy koncert i otwarcie - tylu emocji nie widziałam na żadnym koncercie. Bednarek spisał się świetnie. Radość, szaleństwo, skoki, pogo, śpiewy, krzyki. Energia. Nie bawiłam się tak na żadnym koncercie. Ten człowiek przez cały koncert tak zarażał energią, że nawet moja uszkodzona, umierająca kostka nie przeszkodziła mi w szaleństwie. Ten człowiek jest jak wcielenie Tygryska z Kubusia Puchatka. Ludzka sprężyna!

Jednak moim ulubionym koncertem na Woodstocku był Projekt Gooral z Mazowszem. Nie wiedziałam, że w taki sposób można połączyć tak odmienną muzykę. Niesamowite.


Nie mogło mnie też zabraknąć na Happysadzie, który również mnie nie zawiódł. Co prawda Łydkę zagrali tak szybko, że ledwie nadążałam z tekstem, ale atmosfera na ich koncertach zawsze mnie porywa. Pewnie, że chciałabym trochę więcej starych piosenek, bo teksty nowych jeszcze nie weszły mi do głowy, ale skoro mają nowe płyty, nie będą grać przebojów z pierwszych, prawda?
Hunter też dał radę. Czytałam wiele negatywnych opinii o ich coverach niektórych piosenek, ale dla mnie powrót do takich klasyków, które wszyscy znają, był świetnym pomysłem. Naprawdę świetnie się bawiłam na ich koncercie.

ATMOSFERA
Która okazała się najważniejsza i najwspanialsza. Nigdy jeszcze nie widziałam tylu pozytywnie zakręconych ludzi. Radosnych, szczęśliwych, swobodnych. Free hugs na każdym kroku, tekturki ze śmiesznymi tekstami, cała główna ulica usłana ludźmi zbierającymi 'na coś', wszechobecne, specyficzne jedzenie z Kriszny, muzyka na okrągło. Jeden chłopak robił salto za złotówkę. Oczywiście skorzystałam :). Zero agresji, przemocy, złego słowa. Wszyscy byli dla siebie mili i przyjaźni. Co chwilę ktoś się do siebie przytulał, polewał wodą, śpiewał. Śmieszne stroje (kardynała, biskupa, wiktoriańskie sukienki, faceci z dorobionymi tekturowymi cyckami, w pelerynach z folii aluminiowej...), kolorowe malunki na całym ciele, przeróżne nakrycia głowy i fryzury... Coś przepięknego. I do tego slalom przez namioty, podczas którego każdy napotkany człowiek częstuje cię piwem/winem/kanapką/czymkolwiek. Wystarczy postać dwie minuty z pustym kubkiem, żeby ktoś go napełnił piwem. Wystarczy jedna tekturka i mazak, żeby zebrać na dowolny cel. Atmosfera jest niepowtarzalna i niesamowita. Na pewno tam wrócę.



Zaraz będzie ciemno!

ZAMKNIJ SIĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zostawiasz komentarz, podpisz się, proszę, żebym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.