O podróży do Irlandii marzyłam już jako mała dziewczynka. Kojarzyła mi się z niesamowitą zielenią, dziką naturą, prostotą. Miałam nawet przez pewien czas fazę i przeszukiwałam czeluście internetu w poszukiwaniu zdjęć, informacji o tradycjach, kulturze, ciekawych miejscach...
Wyobrażacie więc pewnie sobie, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy hostka zaproponowała mi, żebym pojechała z nią i chłopcami w okolice Cork! Przez kilka tygodni nie dopuszczałam do siebie za bardzo myśli o tym, że wreszcie mogłabym tam być, bo z moja hostką nigdy nic nie wiadomo. Zawsze ma mnóstwo planów, a potem jej się wszystko psuje. Ale kiedy przesłała mi informacje o promie, zabukowanym pokoju w B&B - mogłam się wreszcie cieszyć.
Nasza podróż zaczęła się z lekkim poślizgiem, co nie było w sumie żadnym zaskoczeniem. Hostka zawsze wyrusza wszędzie z opóźnieniem i zazwyczaj udaje jej się zdążyć. Nie tym razem... Nie wiem, czy to przez beztroskie stawanie na każde żądanie chłopców, czy przez opieszałość innych kierowców, spóźniliśmy się na nasz prom. 1 minutę. Tak, jedną minutę się spóźniliśmy. A następny prom ooo... 2.35. W nocy. Czyli bagatela 12 godzin czekania.
Chłopcy chcieli koniecznie zobaczyć wodę (nie ukrywam, że ja też), więc podjechaliśmy kilkaset metrów dalej i zaparkowaliśmy tuż przy porcie...
Wróć. Miałam na myśli, że prawie nam się udało zaparkować przy porcie. Ale hostka zobaczyła sklepy. A chłopcy McDonalda... Przecież żadna okazja na zakupy i jedzenie w fast foodzie nie może zostać zmarnowana...
Wyobrażacie więc pewnie sobie, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy hostka zaproponowała mi, żebym pojechała z nią i chłopcami w okolice Cork! Przez kilka tygodni nie dopuszczałam do siebie za bardzo myśli o tym, że wreszcie mogłabym tam być, bo z moja hostką nigdy nic nie wiadomo. Zawsze ma mnóstwo planów, a potem jej się wszystko psuje. Ale kiedy przesłała mi informacje o promie, zabukowanym pokoju w B&B - mogłam się wreszcie cieszyć.
Nasza podróż zaczęła się z lekkim poślizgiem, co nie było w sumie żadnym zaskoczeniem. Hostka zawsze wyrusza wszędzie z opóźnieniem i zazwyczaj udaje jej się zdążyć. Nie tym razem... Nie wiem, czy to przez beztroskie stawanie na każde żądanie chłopców, czy przez opieszałość innych kierowców, spóźniliśmy się na nasz prom. 1 minutę. Tak, jedną minutę się spóźniliśmy. A następny prom ooo... 2.35. W nocy. Czyli bagatela 12 godzin czekania.
Chłopcy chcieli koniecznie zobaczyć wodę (nie ukrywam, że ja też), więc podjechaliśmy kilkaset metrów dalej i zaparkowaliśmy tuż przy porcie...
Wróć. Miałam na myśli, że prawie nam się udało zaparkować przy porcie. Ale hostka zobaczyła sklepy. A chłopcy McDonalda... Przecież żadna okazja na zakupy i jedzenie w fast foodzie nie może zostać zmarnowana...
Takie tam palemki na parkingu. W oczekiwaniu na hostkę, która wyszła tylko po parę drobiazgów... |
a poteeem... Do jeszcze kilku sklepów. Ale to nieistotne. Potem do portu.
I tam spedzilismy kilka godzin szwędając się, robiąc milion zdjęć, czytając, dziugajac, biegając, walcząc i robiąc wszystko, żeby dwóch żywych chłopaków nie zanudziło się na śmierć ;p
To na dole - włosy Młodego - próbował wciąć się w kadr ;p |
Pan dzielnie probowal cos zlowic, ale przez te siedem godzin, przez ktore go obserwowalam - nawet jednego brania nie bylo ;p |
Tak Edek dusi Mlodego. Codziennie kilka razy dziennie ;p |
A Mlody najwidoczniej tak lubi... |
Żaden postój nie jest postojem, dopóki nie znajdziesz pubu i w nim nie posiedzisz:
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zostawiasz komentarz, podpisz się, proszę, żebym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.