poniedziałek, 6 stycznia 2014

74. Podróżnicze podsumowanie roku 2013

Wyjazd do Wielkiej Brytanii umożliwił mi spełnienie marzeń. Zwłaszcza tych podróżniczych! Odkąd pamiętam przyjemność sprawiało mi poznawanie nowych miejsc. W odróżnieniu od większości moich znajomych, uwielbiam podróże pociągiem, nie boję się latać samolotem, a jazda samochodem wcale nie jest dla mnie przeszkodą. Nie mam też choroby morskiej. Nie paraliżuje mnie wysokość, ani nie straszne mi rozmawianie z obcymi. Nawet w obcym języku. Spacerowanie też nie jest czymś, co mnie powstrzymuje. Nawet jeśli po drodze trochę narzekam, że zaplanowałam za dużo i już mnie bolą nogi. Uwielbiam poznawać nowe miejsca. Najpierw oglądam większość z nich na zdjęciach, a potem mam możliwość zobaczyć je w rzeczywistości. W tym roku troszkę zwiedziłam i większością swoich przemyśleń podzieliłam się z Wami na świeżo. Teraz, w perspektywie upływającego czasu i planowania nowych podróży, chciałabym podsumować, czego się nauczyłam i co udało mi się zobaczyć.

1. Brighton
Jako dziecko zwoziłam znad morza tony kamieni. Każdy z nich miał w sobie coś pięknego, co koniecznie musiałam zatrzymać. Kolor, błysk, kształt, strukturę... Rodzice mnie przeklinali, ale posłusznie znosili kolejne wory kamieni zwożone z każdej wycieczki. Coś mi z tego zamiłowania zostało. Kamieni już nie zwożę, ale morze nadal lubię. Może nie tak, jak wody słodkie, ale ten niesamowity widok na bezkres wody, uspokajające fale, szum, muszle, bursztyny, oszlifowane kawałki szkła... Brighton przypomniało mi o tej miłości.


2. Wigry
To moje miejsce. Ciche, spokojne, naturalne i dobrze znane. Znam każdy dołek, każdą wyspę i zaułek, ścieżkę, drogę i dom. Wiem, gdzie rosną najsłodsze poziomki i gdzie najłatwiej złowić okonia. Gdzie pójść na dobry, tradycyjny obiad, gdzie zebrać jagody, na której drodze są najostrzejsze kamienie. Wiem, jak wygląda zachód słońca nad Czerwonym Bajorkiem. Chodziłam nawet po zamarzniętych Wigrach. I po Bajorku. I utopiłam klapka koło Wyspy Kamienia. Śmiało mogę powiedzieć, że Wigry są moim drugim domem.


3. Woodstock
Pierwsza samodzielna podróż autostradą. I pierwszy Woodstock. Bo na pewno nie ostatni! Nigdzie się tak dobrze nie bawiłam, jak na koncertach na Woodstocku. Jest w tym miejscu coś szczególnego. Ta wszechogarniająca wolność, szczerość, naturalność i uprzejmość. Ci szczęśliwi, nieskrępowani ludzie, tulący obcych, śmiejący się z niczego, radośni. Bez stresu, bez spiny, bez niepotrzebnych problemów.


4. Walia, Pembroke
Godziny oczekiwania na prom. Spokojny, cichy port. I nasza czwórka. Wykończeni podróżą, oczekiwaniem, nudą. A jednak miło wspominam ten czas. Traktuję to jako prolog przed Irlandią. Żałuję, że nie miałam szansy zwiedzić więcej w Walii. Sam port był urokliwy, widoki piękne, powietrze wilgotne, wiatr zimny. Nie żałuję, że spóźniliśmy się na prom. Spędziłam z chłopcami w porcie miłe chwile. Pobiegaliśmy, pochlapaliśmy się, trochę się też poleniliśmy. A nawet udało nam się cyknąć kilka bardzo ładnych, wspólnych fotek, których niestety nie mogę pokazać.




5. Irlandia
Moje marzenie. Moja zielona kraina marzeń z dzieciństwa. Piękna, zielona, naturalna. Ciekawi, uczciwi ludzie z dobrym sercem i poczuciem humoru. Moja pierwsza podróż promem. I ten śpiew o północy- moja ukochana Whiskey odśpiewana nad kanałem św. Jerzego. I zatoka Dingle z delfinem i klifami. Ring of Kerry, który urzekł mnie widokami nie z tej ziemi. I wodospad. I słodkie, urocze Mallow. Emily, która tak mnie polubiła. I Cork, które mnie urzekło. I ten wszechobecny zachwyt każdym widokiem zza okna...


 6. Szkocja
Najbardziej zaplanowana, wycacana wycieczka w tym roku. Długie godziny planowania, szukania biletów, pociągów, hosteli, atrakcji opłaciły się. Mimo że wycieczka była krótka, zrobiłyśmy naprawdę dużo. Oczywiście żałuję, że nie popłynęłam z Mallaig na wyspy i nie spędziłam trochę więcej czasu w Fort William, Banavie czy w Mallaig, ale zobaczyłam naprawdę dużo. Przejechałam się pociągiem parowym, spotkałam miłego przyjaciela - rudzika, narobiłam masę zdjęć, sczerniałam po wychylaniu się przez okno pociągu (węgiel mało co mnie nie oślepił), a nawet stoczyłam małą walkę z Amerykanką, która kradła mi miejsce przy oknie.


Ten rok był obfity w podróże i nowe doświadczenia. Czuję, że spełniłam się podróżniczo w 2013 roku. Już planuję kolejne podróże, mimo że na pewno będą krótsze i mniej kosztowne. Prawdopodobnie wrócę do Polski i tam będę szukać pracy, więc nie będę miała aż tyle czasu na wycieczki. Nie rezygnuję jednak z poznawania świata i planuję co najmniej jedną wielką wyprawę. Do Barcelony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zostawiasz komentarz, podpisz się, proszę, żebym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.