piątek, 25 kwietnia 2014

93. Szlakiem otwockich ruin, Sanatorium im. Hanki Sawickiej

Następnego dnia wyruszyłyśmy na kolejne zwiedzanie. Na pierwszy ogień poszło Sanatorium im. Hanki Sawickiej, które mieści się na szpitalnym kampusie. Wiele z oddziałów szpitala jest wciąż otwartych, tak samo zresztą jak i Dom Seniora, który sąsiaduje z sanatoryjnymi ruinami. Wejście jest jak najbardziej dozwolone, nikt nas nie zaczepiał, więc ruszyłyśmy na podbój kolejnych ruin!

Każde ruiny mają korytarze, każde!





I, niestety, w porażającej większości ruin były pożary...







I schody:








A w piwnicy, ułożone tematycznie, leżały zużyte części samochodowe...




A tak sanatorium wygląda na zewnątrz. Niestety barierki i większość ozdób zostały zniszczone lub wyniesione...


Martyna natomiast postanowiła nazbierać kwiatków, bo każde miejsce jest przecież dobre, prawda?


I tradycyjnie już wcięła mi się w kadr ;p


Ten budynek był znacznie mniejszy i nie tak fascynujący, jak Zofiówka, ale miał swoje momenty. Spalone ostatnie piętro, rozmazane smugi spalenizny zmieszanej z wodą, ciemne, opuszczone piwnice, w których można znaleźć opony, maski, zderzaki czy fotele samochodowe... Nie powiem, miało swój klimat! Ale obok znalazłyśmy miejsce sto razy ciekawsze! I to było nasze pierwsze włamanie do zamurowanych i zabitych dechami, drzwiami i tekturami ruin. O tym już w następnej notce!

czwartek, 24 kwietnia 2014

92. Szlakiem otwockich ruin... Zofiówka

Przez ostatnich kilka tygodni dużo się w moim życiu zmieniło. Wydarzyło się kilka rzeczy, które... trochę mnie przedefiniowały. Długo zastanawiałam się, co zrobić z tym blogiem, co na nim zamieszczać, czy zmieniać jego charakter. Jak wrócić do codzienności i do pisania. Postanowiłam, że będę kontynuowała to, co robiłam do tej pory i zachowam dla siebie wszystko to, co nie jest Wam, jako Czytelnikom, potrzebne do prawidłowego odbierania tego bloga. Postanowiłam również nie dzielić się tym z moimi przyszłymi pracodawcami, dlatego nie będzie żadnych zgrzytów z wersjami i wszystkimi opowieściami zamieszczanymi na blogu.

Przejdźmy więc może do mojego ostatniego pobytu w Polsce. Razem z Martyną, która gościła u mnie na blogu przy okazji jej wizyty w UK, postanowiłyśmy pozwiedzać ruiny w moim rodzinnym mieście - Otwocku. Zabrałam zatem moją nową lustrzankę, ona zabrała swój wszystko umiejący telefon i ruszyłyśmy w podróż. Na pierwszy ogień poszła dosyć znana Zofiówka.

Historia Zofiówki budzi lekkie przerażenie. Założony w 1908 roku Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów "Zofiówka" działał sprawnie aż do II wojny światowej, kiedy to znalazł się na terenie 'getta kuracyjnego', w którym przeprowadzono operację T4, czyli eksterminację chorych psychicznie, w wyniku czego zmarło tam około 140 osób, w tym matka Juliana Tuwima, przebywająca na terenie zakładu po probie samobójczej. W latach 50-tych znaleziona na terenie 'Zofiówki' około 100 ciał pochowanych w zbiorowej mogile. Niemcy urządzili tam placówkę Lebensborn, czyli miejsce, w którym miały się rodzić aryjskie dzieci. Miejsce zostało ostatecznie opuszczone w 1998 roku i od tamtego czasu stoi puste i wolne dla zwiedzających.




Zofiówka składa się z dwóch budynków. Ten powyżej jest zamknięty i dostać się do niego można przez okna. Tym razem nie próbowałyśmy, ale po przygodzie z pewnym domem kultury, nie wykluczam rewizytacji właśnie ze względu na niezwiedzone wnętrze. Znacznie większy budynek znajduje się natomiast około piętnastu metrów dalej i przyprawia o dreszcze już od pierwszego pomieszczenia. A zaczęłyśmy od piwnicy...



Powędrowałyśmy na parter...


I zostałyśmy ostrzeżone:




Po drodze pojawiało się więcej dziwnych i trochę przerażających napisów...





Łazienki...


 Niekończące się korytarze:


Trochę więcej dziwnych napisów:



A nawet ścienne mądrości:


I latające świnie:




I Martyna tworząca kolejne fotograficzne arcydzieło:


Więcej korytarzy:



I więcej napisów


Część Zofiówki spłonęła kilka lat temu, a po pożarze zostały zgliszcza i osmalone ściany:





Jakiś Hulk wybił dziurę w ścianie, bo za daleko mu było do drzwi...





Zdjęcie, oczywiście, Martyny!
I to również Martyny:


Weszłyśmy nawet na dach. Na którym rosły brzózki i małe choinki:






A tak budynek wygląda z zewnątrz. Może i niepozornie, ale... jest w tym miejscu jakiś smutek, strach i ten niepowtarzalny nastrój opuszczonego budynku, który skrywa w sobie tyle historii...


W następnym wpisie następne ruiny - tym razem Sanatorium Hanki Sawickiej, Szpital Gruźliczy i... niespodzianka!

Dajcie znać, czy podobają Wam się takie wpisy!