sobota, 21 grudnia 2013

73. Szkocja, dzień trzeci, Mallaig

Mallaig to urocze, proste, portowe miasteczko. Nie ma tu żadnego sztucznego gwaru spieszących się nie wiadomo gdzie ludzi, żadnego pośpiechu, mało samochodów... Ludzie żyjący powolnym, nadmorskim życiem, które urzekło mnie od pierwszej chwili. Wylegliśmy na peron chmarą, którą można by porównać do szarańczy. Wszyscy rzucili się kupować pamiątki, szukając jednocześnie miejsca, w którym można zjeść, robiąc hurtowo zdjęcia portu. Mnie natomiast urzekł port od drugiej strony. Mało ludzi z pociągu poszło w tamtą stronę, więc nie było tego szumu rozmów, pstrykania fleszem... Miałam dwie godziny w Mallaig i postanowiłam przez chwilę pożyć tamtym wolnym, spokojnym tempem.




W pociągu rozdali nam ulotki z mapką i informacjami o Mallaig. Miałam ochotę na spacer, który tam zaproponowali, ale ciężko mi coś było się tam znaleźć. Więc, przezwyciężając niesamowity strach przed szkockim akcentem, przed którym wszyscy mnie ostrzegali, zapytałam starszego pana o drogę. Pan okazał się niezwykle pomocny i uczynny, wskazał mi drogę i polecił pewne bardzo ładne miejsce, w którym można zjeść swoje drugie śniadanie. Dotarłam do miejsca, w którym była... ławeczka. Taka sobie stała samotnie właśnie w sąsiedztwie takich widoków:





Z widokiem na ten spokojny, piękny krajobraz:



Usiadłam sobie na ławeczce, zajadając się swoją lidlową bułką z jabłkiem i po kilku minutach dołączył się do mnie taki wspaniały, urodziwy przyjaciel:


Pozując i zostając na miejscu, dopóki nie napstrykałam wystarczającej ilości zdjęć :)





Niestety miałam tylko dwie godziny w tym pięknym miejscu, a w zobaczeniu pobliskich wysp, przeszkadzała mgła. Bardzo chciałabym kiedyś tam wrócić i popłynąć przynajmniej na Skye i Rhum...

piątek, 20 grudnia 2013

72. Szkocja, dzień trzeci, Fort William - Mallaig

Spotkałyśmy się około 10 na peronie... chciałabym powiedzieć, że 9 i 3/4, ale nie byłyśmy w Londynie. Za to wsiadłyśmy do pociągu, w którym był Harry Potter! Prawdziwy pociąg parowy, na dodatek jadący jedną z najpiękniejszych tras w Europie. W tym wiaduktem w Glenfinnan znanego z serii filmów o pewnym czarodzieju :)


Ale nie wyprzedzajmy faktów :)

Widoki były niesamowite. Pociąg wyglądał staro, klimatycznie i... po prostu magicznie :). Odgłos ciuchci, od czasu do czasu gwizd maszynisty, para buchająca z maszyny... Bajka! Szyby w drzwiach były opuszczane, jak starych pociągach, i... oczywiście czarno na białym było napisane, że wychylać się nie wolno... Ale jestem rebeliantką i się nie posłuchałam. Skończyłam wisząc z tego okna całą podróż. W tę i z powrotem :) Wybaczcie rozmazania na niektórych zdjęciach, ale niestety tak to wygląda, jak zdjęcia robi z okna pociągu ;p















Jak sami widzicie, widoki są przepiękne. A to tylko garstka zdjęć z podróży 'DO'. Mallaig zdecydowanie się tu nie zmieści, więc do zobaczenia w następnym poście! :)

czwartek, 19 grudnia 2013

71. Szkocja, dzień trzeci, Fort William

Do Banavie dotarłyśmy bardzo późno, położyłyśmy się do łóżek i nawet nie miałam siły zrobić choćby jednego zdjęcia. Właściciel hostelu umiał powiedzieć kilka słów po polsku, co było miłym akcentem :)
Z samego rana, bo po 6, ruszyłyśmy w drogę. Najpierw na stację w Banavie, żeby dotrzeć do Fort William. Całe miasteczko jeszcze spało, na ulicy nie spotkałyśmy żywej duszy. Trochę niesamowicie wyglądały góry, kiedy wokół nie było nikogo, tylko my, czekające na pociąg. Podróż do Fort William zajęła nam około 12 minut. Tam się rozdzieliłyśmy i wyruszyłam w poszukiwaniu ciekawych miejsc. I jedno takie znalazłam. Zanim jednak tam dotarłam, błąkałam się po mieście, szukając ścieżki, która mi się gdzieś złośliwie schowała.





I wtedy, zupełnie niespodziewanie, znalazłam ją:



Znalazłam to przepiękne miejsce... Wyobrażacie sobie mieszkać w tym domu? Nad zatoką, z widokiem na wodę, góry, zieleń...






Ta ławeczka pojawiła się zupełnie niespodziewanie, w najlepszym możliwym miejscu. Piękny widok i tak cudowne miejsce na odpoczynek! Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła, to ta niesamowita cisza... Szum wiatru w trawie i gałęziach, odgłos uderzającej o brzeg wody i żadnych ludzkich odgłosów.





W drodze powrotnej, napotkałam to osiedle domków:


Wcale bym się nie obraziła, gdybym miała tam zamieszkać, a Wy? Niestety nie miałam za dużo czasu na podziwianie widoków. Musiałam kupić prowiant na drogę i zdążyć na pociąg. I to nie byle jaki! Ale o tym już w następnym poście :)

środa, 18 grudnia 2013

70. Szkocja, dzień drugi, Glasgow, cz. 2.

Ponieważ w naszych planach nie było nekropolii, która pojawiła się znienacka i zjadła bardzo dużo czasu, musiałyśmy trochę okroić naszą wycieczkę i skierować się bezpośrednio do People's Palace, który miałyśmy nadzieję zwiedzić. Po drodze zahaczyłyśmy o rondo z wieżą zegarową...


którą uważam za totalną katastrofę. Zwłaszcza na środku ronda. Ani nie widać, co jest z drugiej strony, ani to szczególnie urodziwe... No ale są gusta i guściki. Byłoby ładne, gdyby nie zagradzało całego widoku podczas przechodzenia przez jezdnię.

Za to w sąsiedztwie tego ronda, znajduje się również... pomnik jednorożca. Najbardziej absurdalny i najcudowniejszy pomnik, jaki mógł się tam pojawić! Czy ktoś wie, czemu akurat jednorożec?


Po krótkich zakupach lunchowych w polskim sklepie, dotarłyśmy do People's Palace:


Miałam nadzieję, że biały busik sobie stamtąd odjedzie, ale okazało się, że nigdzie się stamtąd nie rusza...


Niestety okazało się, że muzeum, które chciałyśmy odwiedzić, jest zamknięte w poniedziałki. Ruszyłyśmy zatem dalej...
Wraz z powrotem do centrum, zabytki mieszały się z nowoczesnymi elementami, głownie szklanymi taflami.


Ta rzeźba nie jest żartem... Stoi przed GoMA, czyli Galerią Sztuki Nowoczesnej. Do której weszłyśmy. Bo było za darmo. Bo padało. No i żeby zobaczyć, czy będzie podobnie do tego gościa z czerwonym kołkiem na głowie...


Wybrałyśmy się również do restauracji:

Zdjęcie zapożyczone z googla
Zamówiłyśmy żeberka, zapłaciłyśmy 7 funtów i... dostałyśmy gigantyczne porcje! Talerze miały średnicę około 30-35 cm i po brzegi były wypełnione żeberkami w pysznym sosie, frytkami i surówką:
To zdjęcie poglądowe, bo swojego talerza nie fotografowałam


Potem ruszyłyśmy dalej, szwendając się bez konkretnego celu:




Niestety nie zdążyłyśmy zrobić nic więcej, bo spieszyłyśmy się na pociąg do Banavie. Nie martwiłyśmy się jednak, bo w perspektywie miałyśmy jeszcze szansę na zobaczenie czegoś więcej w środę, podczas kilkugodzinnej przesiadki w drodze do domu :)

Aśka, jakieś sprostowania? ;p