Po Blarney i zakupach w Woollen Mills, które podobno jest największym sklepem z artykułami irlandzkimi na świecie, wybraliśmy się na wycieczkę do Cork. Która przerodziła się w prawdziwy maraton po sklepach, kręgielniach, jadalniach i innych '-ach'. Bardzo żałuję, ale praktycznie nic nie zwiedziliśmy. Było nudnawo, ładnie i szybko.
|
Cała nasza wycieczka, czyli (od lewej) Emily, Młody, hostka, Edek i mama Emily - Joanne |
|
Niesamowicie podobają mi się dwujęzyczne tablice - bardzo chętnie bym taką zwędziła i zawiesiła w swoim pokoju |
Ponieważ nie mam żadnych interesujących zdjęć z Cork, przedstawię Wam nasz pokój oraz prezenty, które dostałam od Emily. Która tak nawiasem mówiąc mnie pokochała. Warto wyjaśnić, że mama Emily i moja hostka są prawie jak siostry, dlatego codziennie wieczorem kończyliśmy u nich w domu, jedząc (chłopcy), pijąc (hostka) i bawiąc się z Emily - lat 8 (ja).
|
Tak, to rolka po papierze toaletowym. I tak, ma oczy. A to białe w poprzek to usta :D |
Spaliśmy wszyscy w jednym pokoju. Mimo moich obaw - nie było tak źle. Rotacja łazienkowa była całkiem dobrze rozplanowana, hostka chrapała jak piła łańcuchowa, chłopcy ciągle kłócili się o porę spania, a au pair? Au pair padała jak długa zaraz po wyjściu spod prysznica :D
|
Moje łóżko. To obok było Młodego |
|
A tu spała hostka i Edek |
C.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zostawiasz komentarz, podpisz się, proszę, żebym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.