sobota, 10 maja 2014

95. Szlakiem otwockich ruin, Dom Kultury

Na skos od Sanatorium im. Hanki Sawickiej zauważyłyśmy zabity dechami, szary budynek... Wyglądał raczej niepozornie i pewnie rzuciłybyśmy tylko okiem przez okna i poszły dalej, gdyby nie ten przejmujący chłód wyzierający z każdego otworu. Dosłownie przechodziły nas ciarki za każdym razem, kiedy zblizyłyśmy się do jakiegokolwiek okna czy drzwi. Postanowiłyśmy się włamać. Znalazłyśmy okno, w którym paździerzowa płyta była lekko wyłamana i weszłyśmy przez okno do środka...


I, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu... znalazłyśmy się na scenie! Teatralnej! Przed nami rozpostarły się rzędy prawdziwych, dobrze zachowanych foteli! Oczywiście całość była całkowicie ciemna, jedynie przez szczeliny w paździerzowych płytach zasłaniających okna dawały minimum światła.



Za sceną znalazłyśmy inne pomieszczenia, niewiadomego przeznaczenia. Niektóre z nich wyglądały jakby zostały opuszczone w pośpiechu. Nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie dorobiły do tego strasznej historii. Stwierdziłyśmy, że w budynku wybuchła jakaś epidemia i został tak szczelnie zamknięty właśnie ze względów bezpieczeństwa...


Za sceną znajdował się wąski, krótki korytarzyk z tablicami na temat pierwszej pomocy...


Znalazłyśmy też salę ze sztangą...


I podłogą tak podniesioną, że nie odważyłyśmy się wejść do tego pomieszczenia. Kto wie, co było pod spodem i czy by się nie zawaliła...


Bardzo dziwnie wyglądała też czerwona ściana, z której zeszła jasna farba. Wyglądało to trochę tak, jakby ściany krwawiły...



W tej sali było szczególnie zimno. Od samego progu dostałam takich dreszczy, że po pstryknięciu kilku zdjęć, wyszłam w pośpiechu.


Ostatnie spojrzenie na salkę teatralną i wyszłyśmy, przemarznięte, lekko przestraszone i pod wielkim wrażeniem tego, co znalazłyśmy w tym niepozornym, szarym budynku.


To koniec krótkiej serii o otwockich ruinach. Na pewno taka seria się jeszcze kiedyś pojawi, ale nie zdarzy się to szybko. Już w środę ruszam na Wyspę Harris i w planach mam tylko jedną wizytę w Polsce, na przełomie lipca i sierpnia. Na Woodstock i, tradycyjnie już, nad Wigry!

4 komentarze:

  1. Niesamowite!
    Ale podziwiam Waszą odwagę, mnie każdy szum by tam przerażał i chciałabym uciekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie przerażała ta niesamowita wilgoć i, przyznaję, oddychałam tylko przez nos, bo bałam się grzyba ;p

      Martyna ma jeszcze zdjęcia z innych ruin, do których ja nie zabrałam aparatu. tam bałyśmy się psa, bo taki owczarek niemiecki latał sobie po podwórku, na które się 'włamałyśmy'. Może pojawi się gościnna notka ze zdjęciami Martyny, ale chyba nie w najbliższym czasie.

      Usuń
  2. No proszę, już za niedługo post nr 100 będzie. ;)
    I omg, jak tam musiało być wilgotno w tych ruinach 8o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Numer 100 będzie już ze Szkocji :D! Dzisiaj wyruszam i już nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie się tam znajdę!

      Było bardzo wilgotno i zimno! I ciemno! Ale uwielbiam takie miejsca. Lubię bywać tam, gdzie inni nie bywają. Nie lubię powielać schematów i robić tego, co większość ;p.

      Już niedługo zapraszam na relacje z 24 godzinnej podróży na wyspę Harris ;p!

      Usuń

Jeśli zostawiasz komentarz, podpisz się, proszę, żebym wiedziała, jak się do Ciebie zwracać.